Każdy z nas, wchodząc w relację, robi to wraz z całym swoim “bagażem” – przyzwyczajeniami, przekonaniami, doświadczeniami, które warunkują to, w jaki sposób podchodzimy do wszystkiego co nas otacza.

Carl Gustav Jung głosił, że gdyby przyrównać ludzi do substancji, to relacje, które ze sobą tworzą nie byłyby jedynie sumą dwóch roztworów, a za każdym razem tworzyłyby zupełnie nowy byt – mieszankę typową tylko i wyłącznie dla połączenia tych 2 mikstur. Innymi słowy, kiedy decydujemy się na związanie się ze sobą, nie jesteśmy tylko sumą cech dwojga ludzi, ale relacją opartą na naszym bagażu, której przebieg i kształt trudno przewidzieć kiedy podejmujemy tę decyzję. Wszystko przejawi się w dynamice danego związku.

Wychowując się w naszych rodzinach przejęliśmy pewne tendencje do przyjmowania określonych ról w kontaktach z innymi ludźmi. Ktoś może być bardzo decydujący i zorganizowany, bo to na nim/niej leżał taki obowiązek od wczesnych lat dzieciństwa, ktoś inny może być bardziej elastyczny, ugodowy bo w jego rodzinie była osoba, która podejmowała wszystkie decyzje.

Różnice w odgrywaniu ról mogą się przejawiać także np. w kontekście pojmowania pewnych ważnych w relacjach międzyludzkich kwestii. Na przykład, dla jednej osoby bliskość może wiązać się z kontrolą, z brakiem prawa do prywatności, intymności, bo takie ma doświadczenia ze swojego domu rodzinnego. W związku z tym, taki człowiek może czuć silną potrzebę kontrolowania partnera, a wszelkie przejawy dążenia do wolności będzie postrzegać jako zagrożenie dla bliskości. Dla kogoś innego ten sam termin będzie oznaczał zaufanie i szanowanie niezależności drugiej osoby.

Inny przykład, istnieją rodziny, w których nie ma tematów tabu, ale są i takie, w których o wielu rzeczach się nie rozmawia, ignoruje się ich istnienie. Rodziny różnią się także w przyzwoleniu do odczuwania emocji – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.

Innym wzorcem, który może się pojawić jest przekonanie, że związki to coś, co w pewnym momencie przemija. Dlatego, jeśli robi się trudno, łatwiej jest podjąć decyzję o rozstaniu niż pracować nad związkiem.

Problemem współczesnych relacji jest to, że często zakładamy złe intencje partnera lub partnerki, zamiast zastanowić się nad tym, dlaczego zachowuje(my) się w taki, a nie inny sposób i w jaki sposób można poprawić komunikację w danym związku. Bo chyba trudno założyć, że ludzie, wchodząc w relację, celowo kierują się złymi pobudkami.

Co więcej, zbyt wiele rzeczy oczywistych dla nas przyjmujemy jako generalnie obowiązujące prawa, co pozostawia mało miejsca na dyskusję. Dla nas coś jest “normalne” i w związku z tym mamy pewne oczekiwania w stosunku do drugiej osoby. Do momentu, kiedy zorientujemy się, że druga strona ma zupełne inne podejście do tego, co dla nas było takie oczywiste.

Decydując się na bycie blisko z drugim człowiekiem zawsze warto mieć z tyłu głowy taki znak zapytania, który nam przypomni, że być może nie przedyskutowaliśmy jakichś ważnych kwestii – co to dla nas znaczy być w związku, być blisko, polegać na sobie etc. lub nie zaktualizowaliśmy tej wiedzy. A przecież każdy z nas się zmienia! Zmieniają się nasze potrzeby, poglądy i oczekiwania.Nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, jakimi byliśmy jeszcze 10 lat temu.

Dlatego też dobrym rozwiązaniem jest decydowanie się na wejście w związek w momencie, w którym czujemy, że uporaliśmy się z zamknięciem procesu odłączania się od rodziny. Kiedy czujemy, że wiemy jakie schematy mogą się w nas uaktywniać i potrafimy sobie z nimi poradzić. A przede wszystkim – w momencie, gdy nauczymy się podchodzić do drugiej osoby ze zrozumieniem, bez oceniania.